Dlaczego mężczyźni?
Dobro za dobro
W życiu najwięcej dobrego dostałam od mężczyzn. Trenowałam sztuki walki w gronie mężczyzn i to właśnie oni udzielali mi największego wsparcia.
W dążeniu do celu z uporem maniaka.
Ale nie za wszelką cenę.
Sport nauczył mnie odporności psychicznej i fizycznej, przyjmowania porażek “na klatę”, wytrwałości w dążeniu do zwycięstwa, gry fair play w życiu i w pracy.
Bliscy nie uczestniczyli w moich pasjach. Nie angażowali się. Wspierali mnie tylko koledzy z maty.
Gdy miałam 20 lat odeszłam z domu, stałam się samodzielna. Studiowałam Stosunki Międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim. Zaczęłam pracę w finansach, bo musiałam zarabiać na życie.
Byłam jedyną kobietą w biurze. Nie rywalizowałam z mężczyznami, bo tak niezdrowa rywalizacja jaka istniała w tej branży to nie była moja bajka. Robiłam swoje. Byłam w tym naprawdę dobra. Czułam się Panią Świata. Byłam debeściarą. Robiłam dużą sprzedaż, dbałam o klientów, pozyskiwałam nowych i czułam się doceniana.
Pracowałam wśród zmęczonych mężczyzn, mocno zestresowanych, uzależnionych od narkotyków i goniących za kasą. Zobaczyłam jakie mają problemy. Zobaczyłam jak ten stres i presja ich zabijają.
Sama też zaczęłam odczuwać skutki nadmiernego zmęczenia, pracy po godzinach, stresu, uzależnienia od sprzedażowej adrenaliny.
Zwłaszcza, że ja nie ćpałam.
Widziałam jak faceci walczą się o kasę, prestiż, stołek i sukces. Rozumiałam ich.
Nie chciałam tak żyć. To była bardzo trudna decyzja, ale postanowiłam odejść. Na swoich zasadach. I zrobiłam to po 13 latach. O 10 za późno, choć tę branżę i ludzi uwielbiałam.
Zaczęłam samotnie podróżować. Brałam plecak i szukałam miejsc na mapie “na chybił trafił” szukając uzdrowienia i ucieczki od “prestiżu”, pieniędzy. Chciałam normalności.
Poznałam wtedy inne kultury, innych ludzi.
Inne myślenie, inne sposoby na życie.
Wróciłam odmieniona. Zdrowsza. Pełna pomysłów i motywacji do zmieniania świata na lepsze.
“Zmień nawet mały fragment swojego Świata a Świat Ci odpowie.”
Zabrałam się za pisanie strategii do mojego projektu. Jednak po roku wszystko poszło do kosza.
Budząc się rano w pięć minut wymyśliłam coś zupełnie nowego.
I to był przebłysk geniuszu.
Narodziła się SzpilkaDlaFaceta.
Z wdzięczności.
Z pasji.
Wyłącznie Dla Mężczyzn.“
Pasja Wariatki
“Wariatka się trafiła!”
“Chora jesteś?!”
“Przecież faceci nie potrzebują pomocy. Co Ty będziesz z nimi robić?!”
Takie opinie słyszałam od znajomych i rodziny, gdy narodził się pomysł SzpilkaDlaFaceta.
Może i jestem Wariatką.
Ale uparłam się. Wiedziałam, że jest inaczej niż Oni mi gadali.
A Wy z kolei, często mnie pytacie, dlaczego właśnie taka nazwa: SzpilkaDlaFaceta.
Czy chodzi o wbijanie Szpili?
Czy ubieram mężczyzn w Szpilki?
Czy może uczę mężczyzn szycia?
Nigdy nie zapomnę, gdy pierwszy z moich klientów powiedział dla żartu:
“Czyżby ubierała Pani mężczyzn w szpilki?”
Zaśmiałam się wtedy i powiedziałam:
“Nosiłam szpilki przez lata pracując w finansach. Teraz już nie mogę. Zostało mi wbijanie Wam Motywacyjnej Szpili do ruszenia pupy i zmiany na lepsze”.
Tak wyglądała rozmowa z Piotrem. Moim pierwszym klientem.
Zgłosił się z poważnymi problemami w firmie, które niszczyły mu życie rodzinne. Pracowałam z nim przez rok.
Efektem Naszej pracy jest spokój jego w firmie, odzyskanie Rodziny, a przede wszystkim Równowaga.
Dlatego SzpilkaDlaFaceta jest potrzebna. I to jest fakt. I nie spocznę dopóki kręci się świat. Never!
Widzę, ile jest jeszcze do zrobienia. W męskich głowach.
I tak oto pomagam i mega się cieszę…
Że jestem częścią Waszego życia…
Że mi ufacie…
Że mówicie…
Że dzielicie się swoimi bólami…
Że chcecie walczyć o siebie!
To moja misja.
Dzięki Wam.
Dla Was.
On...
Szpilka gdy gdzieś się pojawia wzbudza dużą kontrowersję i masę pytań.
““SzpilkaDlaFaceta” – czy dobrze słyszę?”
“O co w ogóle w tym chodzi?”
“Dlaczego przychodzimy właśnie do Ciebie?”
“Dlaczego pracujesz wyłącznie z Nami, a nie z kobietami?”
“Co to w ogóle jest?”
Nie wierzę w coaching…
A właściwie nie wierzę w “kanapowe porady filozoficzne od wszystkiego, czyli od niczego”.
Większość osób, które wyznają starą i dobrą szkołę coachingu jest już na emeryturze. A Ci młodzi kanapowi- nie mają pokory od nich się uczyć. Wolą robić, to co przynosi tylko i wyłącznie pieniądze, a nie rozwiązania.
Faceci którzy do mnie przychodzą nie potrzebują pitolenia i zadawania im pytań typu:
- Z jakim nastawieniem dzisiaj zaczyna?
- Z czym Pan kończy?
- Co dobrego Pan z niej wziął dla siebie?
Albo:
*Jakim zwierzęciem Pan dzisiaj jest:
ptaszkiem – wróbelkiem czy może lwem – królem zwierząt?
Mężczyźni wiedzą czego chcą. Tylko często nie wiedzą jak to osiągnąć.
Za dużo mają na głowie.
Za dużo rzeczy ich przytłacza.
Firma ciągle ich potrzebuje.
Praca się kończy.
Nie mają czasu, żeby pomyśleć o sobie.
Dlatego właśnie Faceci potrzebują:
Konkretów.
Konkretów.
Konkretów.
Ilu z was układało drewniane klocki jak było dziećmi?
Ja układałam i są one lepsze od tych, które narzucają efekt końcowy.
Według mnie, nie liczy się sam efekt końcowy ale też samo budowanie.
Nie obrazek, który trzeba powtórzyć.
W drewnianych klockach mamy użyć wyobraźni, kreatywności i zacząć budować. Wygląd budowli zależy od budującego.
A jak budowla się przewróci to zazwyczaj mały szkrab próbuje…
kolejny raz i…
kolejny raz i…
kolejny raz.
Za każdym razem wychodzi coś innego, co w końcu staje się stabilne i takie jakie ma być według budującego.
Te klocki uczą cierpliwości, kreatywności, logicznego myślenia i umiejętności tworzenia czegoś trwałego z niczego.
I tak samo dorośli faceci wiedzą czego chcą. Choć nie zawsze wiedzą jak zacząć.
To jak wygląda ta droga?
…Dzwonicie z problemem lub bolączką
…Oczekujecie wskazówek jak poukładać te rozsypane klocki
…Razem patrzymy co chcecie z nich ułożyć
…Układamy uwzględniając szanse, zagrożenia a co najważniejsze – możliwości.
…Do dzieła!
Proste? Proste.
Konkret? Konkret.
Zero pitu pitu.
Zero farmazonów.
Szczerze i merytorycznie.
Według jasnych zasad. Z rozmową wprost. Z określonym: celem, planem jego realizacji, efektem.
Czasem ze Szpilą, która lekko ukłuje, żeby wstać. I ruszyć dalej. Razem.
Mężczyzna musi zbawiać świat…
Musi ratować świat…
Musi, bo się udusi.
A dalej…
Musi polować.
Musi zapewnić byt rodzinie.
Musi posadzić drzewo.
Musi postawić dom.
To jest pierwotne. Tak to jest i już.
Ale czy na pewno MUSI?
Często czuję podobnie. Po prostu to rozumiem. Dlatego chcę Wam pokazać, że często najlepsze to proste rozwiązania.
Bez zbędnych utrudnień.
Bez tworzenia problemów z niczego.
Bez kanapowych porad w gabinecie.
Bo liczy się:
- Problem i świadomość jego istnienia
- Ułożenie strategii wyjścia
- Realizowanie planu wyjścia przy pełnym zaangażowaniu
- Osiągnięcie zamierzony efektu i w końcu…
A na końcu… Wyjście cało z opresji z wnioskami na przyszłość…
I… ukłony…Owacje na stojąco…
Dla Ciebie – Drogi Panie!